Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

piątek, 22 lutego 2013

Tańczące „straszydła”


Dzisiaj w przedszkolu Józia celebrowano Chiński Nowy Rok, wszystkie dzieci miały przyjść ubrane w tradycyjne stroje chińskie lub po prostu podobne, z motywami chińskimi. Specjalnie na tę okazję zakupiłam Józiowi czerwoną elegancką koszulkę.


W tradycji chińskiej przy wszelkich istotnych wydarzeniach, świętach i festiwalach bardzo ważny jest tzw. lion dance albo dragon dance. Centra handlowe, sklepy, sklepiki, biura, a nawet prywatne domostwa zapraszają, a właściwie wynajmują taką grupę specjalnych tancerzy, którzy odstawiają smoczy taniec. Jest to bardzo ważny moment dla każdego wierzącego Chińczyka, gdyż takie show ma głębszą dla nich wartość. Według wierzeń ten taneczny spektakl ma zapewnić dobrobyt, szczęście i pieniądze. Smok jest symbolem wielkiej mocy i władzy królewskiej, a jego taniec, który jest pewnym rytuałem, według legend ma moc uzdrawiania i zapobiegania chorobom.


Pewnie część z was spyta, czym różni się taniec lwa od tańca smoka? Otóż oba mają to samo znaczenie, ale różnią się wykonaniem. Do „lion dance” potrzebne są dwie osoby, jedna kieruje głową, a druga ogonem i ponieważ są w środku kukły, nie widać ich twarzy, natomiast „dragon dance” odstawia wielu tancerzy, ich liczba może sięgać nawet do 40 i tańczącego smoka trzymają wysoko w górze.



Nastała właśnie pora takich spektakli i codziennie słyszę odgłosy bębnów i widzę te wielokolorowe zwierzaki.
Przedszkole Józia jak co roku też zaprosiło taką chińską trupę i miała to być atrakcja dzisiejszego chińskiego „party”.


Józio od początku czuł, że coś według jego przeczuć strasznego będzie miało miejsce i nie chciał założyć czerwonej koszulki, bardzo płakał i wymusił w końcu, żebym zdjęła ją z niego.





Zaczęli schodzić się rodzice, dzieci zostały wyprowadzone do ogrodu i wszyscy w napięciu i ekscytacji oczekiwali niecodziennych gości.








Gdy tylko tancerze uderzyli w bębny, Józio z płaczem pobiegł do swojego azylu – miejsca, które od jakiegoś czasu z nie wiadomych przyczyn uważa za najbezpieczniejsze, a jest nim toaleta. Tam rozsiadł się na sedesie i popłakiwał. Nie było siły, żeby go stamtąd ruszyć, kładł się na ziemi i znowu uciekał do toalety.


Nie tylko mój synek reagował tak histerycznie na te chińskie „straszydła”, wiele dzieci kurczowo trzymało się rodziców, zatykało sobie uszy albo płakało, ale była też spora grupa odważniaków, którzy świetnie się bawili, próbując dotknąć lwa. 







Tańczące kukły obeszły wszystkie salki w przedszkolu, podchodziły do dzieci i z paszczy wyrzucały mandarynki, które symbolizują szczęście. Znalazły się też dzieci, które z wielką radością pomagały walić w bębny. Atrakcja była niesamowita i to nie tylko dla dzieci, ale także dla rodziców filmujących swoje pociechy.








Niestety myśmy nie dotrwali do końca, nie miałam sumienia męczyć Józinka i uciekliśmy przed strasznym lwem;)






poniedziałek, 11 lutego 2013

Wodny zawrót głowy




W Malezji jest wiele atrakcyjnych miejsc, które mogę szczerze polecić, ale są też i takie, które oczywiście według mnie lepiej omijać szerokim łukiem. Jednym z takich pozornie atrakcyjnych miejsc jest park wodny. W sumie byłam w 3 parkach wodnych w Malezji (Sunway Lagoon, Bukit Gambang i w I-city Shah Alam) i po każdym z tych parków miałam podobne wrażenia; najlepiej wypada Sunway Lagoon, które warto zobaczyć jedynie w tzw. dni robocze.

Dzisiaj wybrałam się z moimi chłopakami do I-city (wspomniane wcześniej w postach: klik pierwszyklik drugi..). Ten stosunkowo nowy „Water park” prezentuje się fajnie, ale jedynie na reklamach:/
 Jeszcze raz powtórzę, że jest to tylko moja i mojej rodzinki opinia i oczywiście jak ktoś ma ochotę zobaczyć na własne oczy malezyjski park wodny, to nie będę na siłę zniechęcać;)



Na zdjęciach możecie sami sobie pooglądać, jak Malezyjczycy spędzają świąteczny, wolny od pracy (Chiński Nowy Rok) dzień.















Napiszę tylko, że właśnie ten tłum, poniewierające się wszędzie obuwie i to, że w swoim jednoczęściowym stroju kąpielowym czułam się prawie naga, wyzwoliło te wszystkie moje negatywne odczucia...



piątek, 8 lutego 2013

Inwazja węży?


         
Dopiero był sylwester i witaliśmy 2013 rok, a już jest luty i za momencik będziemy celebrować w Malezji Chiński Nowy Rok.
Nie wiem jak u Was, ale dla mnie czas pędzi jak szalony, wręcz za szybko:/



Znowu zrobiło się czerwono w sklepach i na ulicy, dekoracje w sklepach są przepiękne i mam wrażenie ze Chiński Nowy Rok jest w Malezji świętem obchodzonym z największym przepychem, no może na równi z Bożym Narodzeniem.





10 lutego rozpoczyna się rok czarnego węża a  że jest to zwierzątko najbardziej pogardzane, podobno nie wróży to nic dobrego, wręcz Chińczycy obawiają się, ze przyniesie kolejne światowe tragedie. Patrząc w przeszeszłość, jest się czego bać  12 lat temu w roku węża miał miejsce przerażający atak 11 września ..... Ale co ma być, to będzie i zamartwianie się na zapas nie ma sensu przecież;)







Prawdę mówiąc  to ja zaczęłam się obawiać czegoś innego, otóż w radiu nadawano komunikat, żeby zastanowić się poważnie przed zakupem węża dla dzieci... Podobno w roku królika po zakończeniu celebrowania rozpoczęcia Chińskiego Roku, masa króliczków hasała sobie na wolności  kiedy dziecku znudził się noworoczny prezent! ;)
 Miejmy nadzieje, ze inwazja węży nam nie grozi, a nuż Chińczycy zrobią tak jak moja znajoma Egipcjanka z królikiem swojej córeczki... i zjedzą te węże na obiad;)



Gong Xi Fa Cai, czyli szczęśliwego Chińskiego Nowego Roku!