Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

wtorek, 11 czerwca 2013

Penang – z cyklu Malezja 20 lat temu, część 3

Do Penangu zawitał też Zbyszek – bohater mojego blogowego cyklu „Malezja 20 lat temu”. Zbyszek zwiedził Malezję wszerz i wzdłuż i właśnie wyspa Penang była jednym z etapów jego podroży.
Z dzisiejszego postu dowiecie się, co warto i co powinno się zobaczyć na Penangu, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zobaczyć to wszystko, co Zbyszek opisał.
Zapraszam do przeczytania relacji gościnnie występującego u mnie przesympatycznego podróżnika, który twierdzi, że mógłby być moim dziadkiem, ale pogody ducha i radości życia mógłby pozazdrościć mu niejeden młodzieniec.

„Wyspa Penang leży na północy kraju, oddalona zaledwie 8 km od zachodniego wybrzeża. Jej powierzchnia wynosi 285 km kwadratowych. Kiedyś zamieszkiwali ją rybacy i piraci. Z czasem zasiedlili Malajowie i włączyli do sułtanatu Kedah. Taki sułtan w Kedah to nie miał lekkiego życia, gdyż do tego terytorium rościli sobie pretensje władcy niedalekiej Tajlandii. Przez całe stulecia sułtanowie z Kedah byli od nich uzależnieni i musieli płacić haracz. Jakby tego było mało, w końcu XVIII wieku wyspa ta wpadła w oko Anglikom, którzy byli już dobrze zadomowieni w Indiach. 

11 sierpnia 1786 roku do wybrzeży wyspy przybiły 3 statki należące do East India Company. Na statkach znajdowało się 100 sipajów (żołnierze hinduscy w służbie angielskiej), 30 marynarzy, 15 artylerzystów i 5 angielskich oficerów. Dowodził nimi kapitan Francis Light. Po zejściu na ląd oświadczył, że bierze tę wyspę w posiadanie Korony Brytyjskiej. Ponieważ tak się złożyło, że tego dnia obchodził urodziny następca tronu brytyjskiego książę Walii, nazwał tę wyspę Prince of Wales Island – co się zresztą nie przyjęło. Osiedle leżące na wschodnim cyplu wyspy ku czci króla Jerzego III nazwał Georgetown. Ta nazwa się przyjęła i funkcjonuje do dzisiejszego dnia. Osiedle rozrosło się do bardzo dużego miasta, drugiego co do wielkości w Malezji. Przybysze wykarczowali kawał dżungli, a z uzyskanego drewna zbudowali fort obronny. Kapitan Light na cześć swego zwierzchnika generała gubernatora Indii nazwał go Fort Cornwallis. Jego następcy w latach 1804–1810 zbudowali go z kamienia, dzięki temu ruiny zachowały się do dzisiejszego dnia.
Wyspa Penang była pierwszą brytyjską kolonią na Półwyspie Malajskim. 


Wyspa Penang słynie z pięknych plaż. Jak na poniższej pocztówce widać, plaże te ściągają piękne turystki z całego świata. 

Georgetown jest miastem portowym. W ubiegłych wiekach stało się ono centrum handlowym i eksportowym cyny, kauczuku, oleju kokosowego i innych dóbr wytwarzanych w Malezji. Na wyspie uprawiane są owoce tropikalne, przyprawy korzenne, a w nowszych czasach powstały tu ośrodki przemysłowe. Wszystko to przyczyniło się do wzrostu zamożności mieszkańców wyspy i szybkiego jej rozwoju. Georgetown liczy sobie obecnie dobrze ponad pół miliona mieszkańców. Jak już wspominałem, jest ono drugim co do wielkości miastem w Malezji. Reprezentowane są tu wszystkie nacje, ale najliczniejszą, od dawna zamieszkałą na wyspie, są Chińczycy. 

Przez wiele lat łączność między wyspą a lądem stałym utrzymywały promy, pływające do Butterworth. W roku 1985 zbudowano most o długości 8,5 km, którym można się dostać na wyspę tak jak my, tzn. nie wysiadając z autokaru. Jego zdjęcie można zobaczyć poniżej uroczych turystek. Jest tam również zdjęcie samochodu osobowego „Made in Malaysia”. Nie jest to zapewne najnowszy krzyk malajskiej techniki motoryzacyjnej, gdyż zdjęcie to wykonano w roku 1990.


Po stronie prawej wieża minaretu kapitana Klinga. Na dolnym zdjęciu na lewo od minaretu widać fragment meczetu. Otóż nie zbudował go, tak jak przypuszczaliśmy, kapitan Kling, gdyż takiego kapitana w ogóle nie było. Klings nazywali się emigranci, którzy przybyli na wyspę z Indii. Z inicjatywy swojego przywódcy, który zwał się Cauder Mohudeen, w roku 1800 wznieśli oni duży meczet z minaretem stojącym parę kroków od niego. Minaret ten jest symbolem miasta Georgetown.

W życiu nie zwiedziłem tylu świątyń naraz, co w czasie kilkudniowego pobytu na wyspie Penang. A było co oglądać. Zwiedzanie zaczęliśmy od dużego biało-złotego meczetu Masjid Negara. Jest on głównym meczetem stanu Penang. Zbudowano go w roku 1977. A więc w porównaniu z innymi świątyniami wyspy bardzo niedawno. Ma on opinię jednej z najbardziej udanych budowli nowoczesnej architektury islamskiej. 

Świątynia Chor Soo Gong 

Zwana także Świątynią Węży, leży nieco poza miastem, niedaleko lotniska Georgetown. Znajduje się w niej posąg chińskiego bożka Chor So Gong. Posąg ten przywieźli z sobą chińscy mnisi z ojczyzny. Ma on podobno nadprzyrodzone właściwości uzdrawiania chorych. Atrakcją świątyni są zielono-żółte węże. Ich wylęganie i hodowla odbywa się w przyświątynnym terrarium. Jest to jedna z odmian tzw. żmii Waglera. Są one bardzo groźne dla człowieka. We wnętrzu świątyni dorosłe dorodne osobniki owijają się dookoła różnych przedmiotów i tak zawieszone stanowią atrakcję dla wiernych i turystów. Za niewielką opłatą personel świątyni chętnie je demonstruje. Pokazuje, jak się z nimi należy obchodzić. Informuje, że według wierzeń buddyjskich są to istoty święte. Groźne, ale święte. Wierni przynoszą im w ofierze ptasie jajka, które są ich ulubioną potrawą. Żmije w dzień drzemią, a w nocy wypijają jajka. 

Kek Lok Si Temple

Kek Log Si Temple – nie jest to pojedyncza świątynia, jak można by sądzić z nazwy, ale cały kompleks świątyń buddyjskich zbudowanych na zboczu góry. Góra ta leży na południowy zachód od Georgetown. Z jej szczytu, a jeszcze lepiej z okien świątyń i z tarasów „Pagody 10 tysięcy Buddów” świetnie widać dzielnicę Georgetown, która się nazywa Ayer Itam. (Zawdzięcza ona swoje powstanie kapitanowi Francisowi Lightowi, ale o tym później). Idee budowania tych świątyń wysunął mnich buddyjski Beow Lean, przeor klasztoru Guan In. Pomysł ten poparła i zrealizowała społeczność chińska, bardzo liczna na wyspie i bardzo zamożna. Prace rozpoczęto w roku 1890 i właściwie trwają one do naszych czasów. Ciągle czegoś tam przybywa, a coś się uzupełnia lub remontuje. Na całość obiektu składa się 5 pawilonów świątynnych. Są one zbudowane na stoku jeden nad drugim. Każdy pawilon otoczony jest ogrodem, w którym znajdują się kaplice, ozdobne bramy, figury, sadzawki, oraz roślinność. Każdy pawilon jest poświęcony innemu bóstwu. Oprócz świątyń znajduje się tam biblioteka. Jest w niej przechowywany dekret cesarza Chin wydany w roku 1904 (ale nie wiem, czego on dotyczy). W zbiorach biblioteki znajdują się święte dla buddystów księgi i pisma, a w salach stoją posągi osób, które się najbardziej przyczyniły do powstania tego ośrodka. Zwiedzanie tego kompleksu ze względu na jego rozmiary i ilość nagromadzonych tam eksponatów, nie jest rzeczą łatwą. Nas, Europejczyków, urzekała architektura budynków, wystrój ich wnętrz, ozdoby ścian, nagromadzenie dzieł sztuki, gra barw i atmosfera tego miejsca. Wszystko to było bardzo odległe od tego, co znamy, a zarazem bardzo interesujące i godne podziwu…


Pawilon poświęcony Guan Yin, który jest Bogiem Miłości. Jego posąg ma 32,2 metry wysokości. Jest on otoczony ze wszystkich stron przez liczne figury niejakiego Botthisattva Kshitigarba, który według buddyjskich wierzeń ma moc ratowania ludzkich dusz. W dniu Chińskiego Nowego Roku wieczorem w pawilonie tym zapala się 200 tysięcy kolorowych świateł.

Po stronie prawej – stojąca na szczycie góry wysoka na 50 metrów, 7-piętrowa „Pagoda 10 tysięcy Buddów”. Na najwyższym piętrze (niedostępnym dla zwiedzających) znajduje się kaplica, w której przechowuje się relikwie i posąg Buddy odlany ze szczerego złota. Pagoda ta została zbudowana w latach 1915–1930. Ufundował ją kupiec z Singapuru o nazwisku Aw Boon Haw, zwany królem balsamu tygrysiego. Dorobił się dużego majątku, produkując tę maść z olejków eterycznych. Przynosi ona ulgę w chorobach mięśni i stawów. Ponadto handlował na dużą skalę pieprzem, a podobno nie gardził handlem opium. We wnętrzu pagody posągów Buddy jest bez liku, ale nie wiadomo, czy rzeczywiście aż 10 tysięcy. Podobno trzeba policzyć wszystkie posągi i wszystkie obrazy i podobizny Buddy na ścianach, wtedy rachunek się zgodzi. Nie próbowałem.

Pan kapitan Francis Light, który w roku 1786 włączył wyspę Penang w skład Imperium Brytyjskiego i tym samym rozpoczął kolonizację Malezji, był nie tylko dzielnym wojakiem i zręcznym dyplomatą, ale miał również nieprzeciętną głowę do interesów. Kapitan Light wiedział, że na giełdzie w Londynie funt pieprzu jest wart funta złota. Mimo że nie był botanikiem, jak przybyły do Malezji 100 lat później sir Low, dołożył wszelkich starań, aby na Penangu założyć plantację pieprzu. Nasiona sprowadził z Indii, ojczyzny czarnego pieprzu. Plantację założył w dolinie Ayer Itam, której łagodny wilgotny klimat okazał się bardzo łaskawy dla krzewów pieprzowych. Jak widać na zdjęciu zrobionym z Pagody, po plantacji nie zostało ani śladu. W dolinie mieści się obecnie dzielnica Georgetown.


Kompleks Świątyń Kek Lok Si ma wielkie znaczenie nie tylko dla społeczności chińskiej wyspy, ale również dla całego świata buddyjskiego. Projektant „Pagody 10 tysięcy Buddów” umieścił w jej konstrukcji elementy architektoniczne pochodzące z trzech buddyjskich państw – Tajlandii, Birmy i Chin. Kamień węgielny pod jej budowę położył w roku 1915 król Tajlandii Vajiravudh Rama VI. Jej budowa trwała 15 lat.

Wat Chaya Mangkalaram.

W roku 1840 angielska królowa Wiktoria podarowała Tajskiemu Towarzystwu Buddystów kawałek gruntu w Georgetown. Dzięki łaskawości królowej na tym gruncie Tajowie wznieśli pełną barw i fantastycznych figur świątynię. Nazwali ją Wat Chaya Mangkalaram. Wchodzi się do niej przez kolorową bramę, a wejścia do świątyni strzegą smoki i olbrzymi wartownicy zwani Yak. Przed nimi znajdują się dwie mitologiczne figury ludzi-ptaków zwanych Kinnara. Wszyscy oni strzegą wejścia do budynku, w którym znajduje się posąg leżącego Buddy. Jest to trzeci co wielkości posąg tego rodzaju na świecie. Zobaczymy go na następnych zdjęciach. 





Posąg leżącego Buddy w tej tajlandzkiej świątyni robi duże wrażenie na zwiedzających. Jego długość wynosi 35 metrów. Jest to podobno trzeci co do wielkości tego rodzaju posąg na świecie. Wszystkie posągi i wizerunki Buddy, jakie zdarzyło mi się widzieć, były pełne symboliki. Był on zawsze przedstawiany jako istota dostojna, pełna spokoju, pogody, która potrafiła się wesoło śmiać.




Dhammika Rama

Po drugiej stronie ulicy znajduje się świątynia wybudowana w roku 1965 przez Towarzystwo Buddystów Birmańskich. Nazywa się Dhammika Rama.
Wejścia do świątyni strzegą dwa białe słonie umieszczone po obu stronach bramy. Według wierzeń buddyjskich białe słonie są istotami świętymi. W budynku świątyni zaraz na prawo od wejścia, w przeszklonej gablocie stoi posąg Buddy. Ma on rysy twarzy właściwe Birmańczykom. Na dziedzińcu świątyni dwa skrzydlate smoki podtrzymują kulę ziemską. Jak widać na powyższym zdjęciu, co zrozumiałe, jej centralnym punktem jest Azja. Zaszedłem potwory od tyłu, żeby stwierdzić, co jest na odwrocie kuli. Zgodnie z prawdą było tam widać dwie Ameryki. Poszukiwana przeze mnie Polska i Europa znajdowały się pod przednimi kopytami tego potwora z lewej. No cóż! Punkt widzenia zależy od punktu patrzenia...

Domy Przodków

Chińczycy stanowią 30% mieszkańców Malezji. Są oni potomkami emigrantów przybyłych tutaj głównie z południowych rejonów Chin. Wiele chińskich rodzin mieszka tu od ponad 100 lat. Chińczycy zajmowali się wyszukiwaniem, wydobyciem i przetwórstwem rudy cynku. Produkcją kauczuku i innych artykułów eksportowych. Skupili w swoich rękach handel i przemysł. Energiczni, pracowici, położyli kolosalne zasługi dla rozwoju kraju. Mimo wieloletniej dyskryminacji prawnej wiele rodzin chińskich doszło do dużych majątków i znaczenia. Więzy rodzinne mają dla Chińczyków duże znaczenie. Aby uczcić historię rodziny i podtrzymywać więzy, rodziny zamożne o bogatych tradycjach budują tzw. Domy Przodków. Są to piękne budowle ozdobione rzeźbami. Ściany takiego domu są udekorowane tablicami. Są one poświęcone członkom rodziny i ich dokonaniom. Można się z nich dowiedzieć, gdzie taki krewniak studiował (najczęściej za granicą), do jakich tytułów doszedł i jakie urzędy sprawował. Domy te są miejscem okresowych spotkań, na które przybywają członkowie rodziny ze wszystkich krajów świata”.




 Zbigniew Fałda

Zbyszek wraz ze swoją małżonką zawitał także do stolicy Malezji, zwiedził miasto Ipoh znajdujące się w stanie Perak, wędrował po dżungli oraz zobaczył stolicę stanu Kedah-Alor Setar, ale o tym już w następnej części jego opowieściJ



poniedziałek, 3 czerwca 2013

Weekendowo na Penangu


W ciągu ostatnich dwóch miesięcy dwa razy udało nam się wyjechać na 3-dniowy urlopik na wyspę Penang, ale w sumie to już 3 razy zwiedzaliśmy tę wspaniałą część Malezji.

Wyspa Penang jest oddalona na północ od stolicy około 380 km. Najwygodniej i najszybciej można się tam dostać samolotem, ale my z różnych względów zawsze wybieramy jazdę samochodem i zazwyczaj schodzi nam około 4–5 godzin na dojazd.

Wyspa z lądem połączona jest mostem, a po drugiej jego stronie mieści się bardzo atrakcyjne miasto – Georgetown.



Nasze weekendy na Penangu zawsze związane są z pracą mojego męża i to tylko dlatego możemy sobie tak często i w takich luksusowych ośrodkach odpoczywać. Męża wysyłają na konferencyjno-kursowy weekend, a my, tzn. ja z dziećmi, korzystamy z darmowego wypoczynku i zabieramy się z mężem;)

Wada takiego układu jest tylko taka, że kiedy mąż od rana do popołudnia siedzi na wykładach w sali konferencyjnej hotelu, ja sama muszę sobie radzić z dziećmi. I tylko z tego względu nie mogę sobie pozwiedzać, tak jakbym tego chciała, a wyspa Penang oferuje naprawdę całe mnóstwo atrakcji.

Udało nam się jednak zobaczyć Penang Hill, muzeum zabawek, w którym ku naszej radości zobaczyliśmy lalkę barbie w stroju krakowskim, Butterfly farm, i całkiem nowo otwarty park przygodowy z wieloma wspinaczkowymi atrakcjami.

wjazd na Penang Hill




Przede wszystkim jednak leniuchowaliśmy, taplając się w basenach hotelowych, skacząc przez fale i budując zamki na piasku, a każdego wieczoru przechadzaliśmy się po jednym z najdłuższych w Malezji nocnym bazarze, gdzie można kupić wszystko i nic. Kolacje jadaliśmy w typowo malezyjskich restauracyjkach zaraz przy plaży.

http://www.parkroyalhotels.com/en/hotels/malaysia/penang/parkroyal/index.html

http://www.bayviewhotels.com/beach/index.aspx?page=home

http://www.shangri-la.com/penang/rasasayangresort/




 Pokochałam Batu Ferringi, plażę, od pierwszego wejrzenia i mimo że morze nie jest tu turkusowe, tak jak np. na wyspie Redang, to szum morza i spienione fale relaksują mnie wszędzie tak samo.







Zdjęcia pochodzą z naszych 3 weekendów na wyspie Penang.


"snake show" w Park Royal resort


Night market na ulicy Batu Ferringi



Popularny turystyczny pojazd zwany " Rickshaw"




I, żeby nie wyglądało tak bajkowo, jakby się wydawało z tych zdjęć, to jako PS dodam, że zachowanie mojego Józinka nieraz doprowadzało mnie do granicy wytrzymałości :/ Józiu ostatnio jest jak tornado, przemieszczając się, potrafi nieźle namącić i tak np. wrzucił ręcznik kąpielowy do basenu (jedna sekunda nieuwagi), zrobił siusiu w eleganckiej windzie hotelowej :/ postrącał ubrania ze straganu na bazarze i jak zawsze strajkował w pozycji leżącej w miejscach kompletnie nie nadających się do leżenia……. eh