Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

wtorek, 15 maja 2012

Chińszczyzna w Chinatown


Udało mi się samej wyjść z dołka psychicznego i wreszcie widzę świat w żywszych kolorach, zwłaszcza ten mój blogowy suwaczek napawa mnie dużą radością;)  i pomaga patrzeć w przyszłość bardziej optymistycznie. Wprawdzie tę niedaleką przyszłość, ale dobre i to... Mamy nowe zasady rodzinne, żeby jakoś mniej wpadać w te dołki, uradziliśmy z mężem, że każdego miesiąca będziemy zostawiać dzieci pod czyjąś opieką i wychodzić na randkę, że raz na miesiąc Mama ma wolne od chłopaków i wychodzi na babskie wyjście i podobne męskie wyjście będzie miał TatuśJ

Na babskie wyjście wybrałam się z koleżanką do Chinatown. Uwielbiam chińskie jedzonko, a gdzie ono najlepiej smakuje? Oczywiście w chińskiej dzielnicy.

Wysiadłam w miejscu oddalonym kilka minut od „chińskiego świata”  - zaraz przed „Central Market”, które zalicza się do najstarszych miejsc w Kuala Lumpur. Jako datę powstania tego centrum handlowego podaje się 1888 rok, ale wtedy to był zwykły tzw. wet market, czyli warzywny bazarek, a jako budynek zaistniał w 1937 roku. Jest to przepiękne centrum i bardzo lubię tam chodzić, raj dla turystów, ponieważ pod jednym dachem można nabyć bardzo atrakcyjne pamiątki, podziwiać sztukę malezyjską, rękodzieło i skosztować lokalnego jedzonka. Niestety jest zakaz robienia zdjęć w środku, ale z zewnątrz wygląda to tak: 




Parking przed Central Market oświetlony tak jak prawie wszystkie ulice w Kuala Lumpur „bożonarodzeniowymi” świecidełkami, takie dekoracje na drzewkach są tutaj przez cały rok. 



Obok Central Market urocza uliczka zwana Kasturi Walk, na której znajdują się malownicze stoiska z pamiątkami, ubraniami czy jedzonkiem.






Udałyśmy się z koleżanką w kierunku Chinatown, które znajduje się na ulicy Petaling. Tam o każdej porze dnia i nocy jest gwarno i kolorowo. Turyści uwielbiają ten jeden z największych bazarów w stolicy Malezji, gdzie można kupić dosłownie wszystko. Największym powodzeniem cieszą się „prawie” oryginalne;) zegarki, torby, perfumy i odzież sportowa. Każdy sprzedawca nachalnie namawia cię do zakupienia jego towarów, negocjowanie ceny to podstawa, ich pierwsza cena jest zawsze podwojona.











W tym chińskim raju jest wiele ulicznych restauracyjek, które nie zawsze są atrakcyjne pod względem higienicznym, ale Malezyjczykom takie warunki kompletnie nie przeszkadzają i mogą spokojnie jeść na stole, po którym właśnie sobie spaceruje karaluszek.



Wybrałyśmy z koleżanką restaurację, która wyglądem nie straszy – ha ha – i zamówiłyśmy po piwku. Na naszym stole szybko pojawiły się moje ulubione dania, czyli „pineapple rice”, „sizzling chicken”, „satay” i „fried mixed vegetables”. Takie babskie plotki przy dobrym jedzonku bardzo mnie zrelaksowałyJ



specjalnosc Malezji-SATAY-miesko z kurczaka,wolowe albo z barana nabite na patyczek,zanurzone w miodzie i grilowane, podaje sie razem z pikantnym sosem peanut




Zainteresowanych, jak wygląda chińska dzielnica w Singapurze, zapraszam na stronkę „sąsiadki”J


10 komentarzy:

  1. super, że wrzucasz tyle fotek :) można poczuć klimat. ps. dobrze czasami wyjść gdzieś bez dzieciaczków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. RANDKA z mezem jest fajna,ale wyjscie w babskim towarzystwie najlepsze..:)Dolki nalezy zakopywac od razu,znajdujac sobie wlasnie male przyjemnosci.
    Cieplutko pozdrawiam z deszczowej Szkocji..:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Aga jak się cieszę, że u Ciebie lepiej. :)Dziękuję za reklamę i mam nadzieję, że do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, zawsze "czytałam Cię" z przyjemnością, ale teraz tym większą, że z Krakowa, a nie zza miedzy, a raczej zza palmy;) Ach, tęskno nam za malezyjskim życiem...może spotkamy się gdzieś w Krakowie już za niecałe 2 miesiące:)?! Główka do góry, trzymajcie się zdrowo i ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Wrobelki:) mam nadzieje,ze Wam dobrze w Kraku bardzo chetnie sie spotkamy z Wami na Rynku GL np :) Goraco pozdrawiam.A

      Usuń
  5. Strasznie jestem ciekawa tego jedzenia :))) Tak patrzyłam na zdjęcia i z owoców prawie 2/3 nie potrafiłam rozpoznać. Chętnie popróbowałabym tych specjałów, uwielbiam kolorowe potrawy i łączenie smaków :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. chłonę te Twoje zdjęcia! są świetne, zupełnie jakbym oglądała reportaż. Sposób na dołki - fantastyczny!

    OdpowiedzUsuń
  7. I bardzo dobrze robisz! Musisz odpoczac. Jestes dzielna mama i czasem musisz pobyc tez slaba kobietka ;)

    zdjecia super ;) wiesz, mnie sie wydaje, ze dla nas europejczykow karaluchy to oznaka brudu, a tam to... codziennosc. tzn wszelkie robactwo :P chociaz i tak wolalabym czysty stol :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja również wolałabym czyste rondle i czysty stół :)
    A co do robali, brr - są kraje, gdzie wszelkiej maści chrabąszcze są przysmakiem. Ktoś lubi żaby inny ślimaki, ktoś się wzdryga, że można lubić świński móżdżek, ale już ktoś inny pałaszuje małpi móżdżek. A masato- tradycyjny napój Indian zmieszany ze śliną? Cynaderki, ładnie brzmi, dobrze smakuje, ale przy jedzeniu wolę nie myśleć, że to nerki wołowe, które przefiltrowały hektolitry moczu. Kiszka ziemniaczana - mniam, mniam, jakoś nie przeszkadza mi w co zapakowana :) Jakiś czas temu robiono sondaż na najobrzydliwsze jedzenie (nie pamiętam czy na świecie, czy w Europie) i wygrały polskie flaki. Nigdy nie obgryzałam paznokci i skórek wokół nich, nie bo dla mnie to przejaw początku kanibalizmu. To dziwne, jak różne rzeczy mogą jednym przeszkadzać, a dla innych być normą.
    Nie za bardzo znam chińską kuchnię, ale to co jadłam było ok.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta anonimowa gapa, to ja sarna :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń