U nas nadal
chorobowo, niestety wirus przeniósł się na mojego starszego syna. Mam nadzieję,
że antybiotyk, który mu pediatra przepisał, szybko go postawi na nogi, bo 10 września
rozpoczyna się rok szkolny w Adasia szkole.
Były takie 2 dni,
kiedy to ja czułam się już znacznie lepiej, a Adasia jeszcze nie rozłożyło, i w
tych dniach udało nam się zobaczyć kilka fajnych miejsc. Dwa z nich zwiedzaliśmy
w ramach oprowadzania kuzynki teściowej po stolicy. Było to przepiękne akwarium
znajdujące się zaraz przy wieżach Petronas oraz znana już wam z mojego wcześniejszego
postu Jadi Batek Gallery.
Zdjęć własnych robiłam
mało, w akwarium ciemnawo i jakościowo kiepskie fotki wyszły, natomiast w
Galerii to pstrykałam aparatem kuzynki, żeby miała pamiątkę.
Następnego dnia udałam
się z Adasiem do całkiem nowo otwartego (luty 2012) centrum edukacyjnego
zwanego KIDZANIA. Myślałam, że te pierwsze tłumy już się przewinęły i spokojnie
sobie zwiedzimy, niestety grubo się pomyliłam, bo dzieciaków, a zwłaszcza
wycieczek szkolnych cała masa. I nawet cena biletów nikogo nie odstrasza, bo
jak się okazało miejsce jest warte tych pieniędzy.
Podobno takich ośrodków
jest tylko 8 na świecie, w tym tylko w 6 krajach. Pierwszym miejscem był Meksyk,
jak wyczytałam z netu.
Nawet nie wiecie,
jak bardzo żałowałam, że już nie jestem dzieckiem:/ Dorośli tam mieli jedynie status osoby towarzyszącej
i jedyne co mogli, to pić kawkę w kawiarni albo podglądać za szybą, jak się da
swoje świetnie bawiące się dzieci. Podobno wkrótce w luksusowej poczekalni dla rodziców
mają otworzyć gabinet masażu i salon do manicure
i pedicure;)
Bilety do
centrum kupuje się w sali imitującej terminal lotniska, dostaje się kartę pokładową
z magnetycznymi opaskami na rękę, a syn dostał czek bankowy na 50 tzw. kidzos
(pieniążków).
Po ruchomych schodach przemieściliśmy się na piętro, gdzie skontrolowano nam bilety, wszystko udekorowane, jakby się miało wchodzić na pokład samolotu. Po przekroczeniu pewnych drzwi ujrzeliśmy inny, magiczny świat. Niesamowite, z jaką precyzją i z wszystkimi realistycznymi detalami 2-piętrowe olbrzymie pomieszczenie urządzono na wzór mini miasteczka.
Po ruchomych schodach przemieściliśmy się na piętro, gdzie skontrolowano nam bilety, wszystko udekorowane, jakby się miało wchodzić na pokład samolotu. Po przekroczeniu pewnych drzwi ujrzeliśmy inny, magiczny świat. Niesamowite, z jaką precyzją i z wszystkimi realistycznymi detalami 2-piętrowe olbrzymie pomieszczenie urządzono na wzór mini miasteczka.
Były tam urząd
pocztowy, policja, bank, sąd, straż pożarna, biuro detektywistyczne, szpital, przychodnia,
rozgłośnia radiowa, telewizja, sklepy, restauracje, salon piękności, sklep
jubilerski, salon mody, teatr, uczelnia, symulator lotu samolotem Air Asia, fabryka
ciasteczek Oreo, jogurtów i wiele, wiele innych. Na małym ryneczku z fontanną w
godzinie otwarcia (10.00) cała ekipa pracowników centrum zatańczyła i zaśpiewała
hymn powitalny, wyglądało to zabawnie, ale bardzo uroczo.
Korzystając z
mapy i wskazówek, jakie dostaliśmy na „lotnisku”, najpierw udaliśmy się do banku,
żeby wymienić czek na banknoty.
Według mapy
rozdawanej przy wejściu znaleźliśmy te najatrakcyjniejsze miejsca dla mojego
synka. Pierwszym celem była wizyta w straży pożarnej, niestety rodzice mają
zakaz wchodzenia do danych pomieszczeń, a taka sesja edukacyjna trwa około 15–20
minut. Z daleka widziałam, jak Adaś wkładał mundur strażaka, jak na ekranie
telewizorka pokazano dzieciakom mini filmik edukacyjny o tym, czego nie wolno robić.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy huk i dźwięk tłuczonego szkła i ryk syreny strażackiej. Dzieciaki-strażacy wybiegli z sali i popędzani przez osobę prowadzącą wsiedli to prawdziwego, ale jakby w wersji mini wozu strażackiego. Wóz na sygnale zrobił rundkę przez całe miasteczko, rodzice nadążali za nim szybkim marszem. Samochód zatrzymał się przy budynku z napisem Hotel, który płonął, za szybami okien widać było płomienie (w każdym razie takie sprawiały wrażenie hehe); przed budynkiem były już rozstawione węże gumowe i dzieciaki miały za zadanie ugasić pożar, lejąc prawdziwą wodę na ten hotel. Każdy uczestnik po zakończeniu swojej pracy zarobił po 10 banknotów kidzos.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy huk i dźwięk tłuczonego szkła i ryk syreny strażackiej. Dzieciaki-strażacy wybiegli z sali i popędzani przez osobę prowadzącą wsiedli to prawdziwego, ale jakby w wersji mini wozu strażackiego. Wóz na sygnale zrobił rundkę przez całe miasteczko, rodzice nadążali za nim szybkim marszem. Samochód zatrzymał się przy budynku z napisem Hotel, który płonął, za szybami okien widać było płomienie (w każdym razie takie sprawiały wrażenie hehe); przed budynkiem były już rozstawione węże gumowe i dzieciaki miały za zadanie ugasić pożar, lejąc prawdziwą wodę na ten hotel. Każdy uczestnik po zakończeniu swojej pracy zarobił po 10 banknotów kidzos.
Niestety nie udało
nam się wszystkiego zobaczyć, po prostu czasu nam nie starczyło, dlatego na pewno
jeszcze powrócimy do Kidzani. W tym dniu Adaś przekonał się jeszcze, jak wygląda
praca policjanta, detektywa, magika, uczył się zakładać koło w warsztacie
samochodowym, zrobił projekt komputerowy samochodu Honda, a także uczestniczył
w operacji pewnej nieszczęśliwej lalki-pacjenta, która podobno miała bakterie w
płucach, na skutek długotrwałego palenia. Przez szybkę widziałam, jak Adaś
skalpelem rozcinał klatkę piersiową, wyjmował „bakterie”, a jak doszło do
zatrzymania akcji serca, to resuscytował pacjenta;)
W każdym
pomieszczeniu robiono dzieciom zdjęcia, ale jak się okazało, za jedną fotkę życzą
sobie aż 20 RM, dlatego wybraliśmy zdjęcia Adasia w roli doktoraJ
kto wie, może kiedyś pójdzie w ślady swojego Taty…
Ciekawe, czy kiedyś
polskie dzieci doczekają się takiego wspaniałego miejsca?
link- więcej zdjęć można oglądnąć na google
link- więcej zdjęć można oglądnąć na google
O nie jedziemy tam super miejsce! Może jeszcze w tym roku damy radę.
OdpowiedzUsuńZazdrościmy, Szymek pewnie by u Was zamieszkał na stałe ;-) o rany jaki ten świat potrafi być cudowny :-) Magdalena też miałaby gdzie biegać ha ha, może kiedyś się wprosimy w odwiedziny ;-))
OdpowiedzUsuńzdrowiejcie Wszyscy :-)
Serdecznie zapraszamy:) Tak rzadko mamy gosci z Polski:(
Usuńzdrowia zycze dla calej rodzinki...;)
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo:)
UsuńByliśmy tam i żałowaliśmy bardzo, że Juniory za młode i nas nie wpuszczą...może następnym razem się uda:) Szczerze, nie sądzę, aby dzieciaki w Polsce doczekały się takiego miejsca, więc korzystajcie:) I zdrowiejcie wszyscy!
OdpowiedzUsuńkorzystamy,korzystamy:) i serdecznie pozdrawiamy;)
Usuńciesze sie, ze trafilam na ten blog
OdpowiedzUsuńlubie czytac o podrozach i dalekich krajach
tym bardziej oczami Polki :)
dodaje do obserwowanych i na biezaco bede nadrabiac zaleglosci w czytaniu
pozdrawiam
Witam serdecznie i pozdrawiam nowa czytelniczke:)
Usuń