Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

środa, 5 września 2012

Zabawowo i edukacyjnie


U nas nadal chorobowo, niestety wirus przeniósł się na mojego starszego syna. Mam nadzieję, że antybiotyk, który mu pediatra przepisał, szybko go postawi na nogi, bo 10 września rozpoczyna się rok szkolny w Adasia szkole.

Były takie 2 dni, kiedy to ja czułam się już znacznie lepiej, a Adasia jeszcze nie rozłożyło, i w tych dniach udało nam się zobaczyć kilka fajnych miejsc. Dwa z nich zwiedzaliśmy w ramach oprowadzania kuzynki teściowej po stolicy. Było to przepiękne akwarium znajdujące się zaraz przy wieżach Petronas oraz znana już wam z mojego wcześniejszego postu Jadi Batek Gallery.


Zdjęć własnych robiłam mało, w akwarium ciemnawo i jakościowo kiepskie fotki wyszły, natomiast w Galerii to pstrykałam aparatem kuzynki, żeby miała pamiątkę.









Następnego dnia udałam się z Adasiem do całkiem nowo otwartego (luty 2012) centrum edukacyjnego zwanego KIDZANIA. Myślałam, że te pierwsze tłumy już się przewinęły i spokojnie sobie zwiedzimy, niestety grubo się pomyliłam, bo dzieciaków, a zwłaszcza wycieczek szkolnych cała masa. I nawet cena biletów nikogo nie odstrasza, bo jak się okazało miejsce jest warte tych pieniędzy.

Podobno takich ośrodków jest tylko 8 na świecie, w tym tylko w 6 krajach. Pierwszym miejscem był Meksyk, jak wyczytałam z netu.



Nawet nie wiecie, jak bardzo żałowałam, że już nie jestem dzieckiem:/  Dorośli tam mieli jedynie status osoby towarzyszącej i jedyne co mogli, to pić kawkę w kawiarni albo podglądać za szybą, jak się da swoje świetnie bawiące się dzieci. Podobno wkrótce w luksusowej poczekalni dla rodziców mają otworzyć gabinet masażu i  salon do manicure i pedicure;)

Bilety do centrum kupuje się w sali imitującej terminal lotniska, dostaje się kartę pokładową z magnetycznymi opaskami na rękę, a syn dostał czek bankowy na 50 tzw. kidzos (pieniążków).



 Po ruchomych schodach przemieściliśmy się na piętro, gdzie skontrolowano nam bilety, wszystko udekorowane, jakby się miało wchodzić na pokład samolotu. Po przekroczeniu pewnych drzwi ujrzeliśmy inny, magiczny świat. Niesamowite, z jaką  precyzją i z wszystkimi realistycznymi detalami 2-piętrowe olbrzymie pomieszczenie urządzono na wzór mini miasteczka.

Były tam urząd pocztowy, policja, bank, sąd, straż pożarna, biuro detektywistyczne, szpital, przychodnia, rozgłośnia radiowa, telewizja, sklepy, restauracje, salon piękności, sklep jubilerski, salon mody, teatr, uczelnia, symulator lotu samolotem Air Asia, fabryka ciasteczek Oreo, jogurtów i wiele, wiele innych. Na małym ryneczku z fontanną w godzinie otwarcia (10.00) cała ekipa pracowników centrum zatańczyła i zaśpiewała hymn powitalny, wyglądało to zabawnie, ale bardzo uroczo.

Korzystając z mapy i wskazówek, jakie dostaliśmy na „lotnisku”, najpierw udaliśmy się do banku, żeby wymienić czek na banknoty.




Według mapy rozdawanej przy wejściu znaleźliśmy te najatrakcyjniejsze miejsca dla mojego synka. Pierwszym celem była wizyta w straży pożarnej, niestety rodzice mają zakaz wchodzenia do danych pomieszczeń, a taka sesja edukacyjna trwa około 15–20 minut. Z daleka widziałam, jak Adaś wkładał mundur strażaka, jak na ekranie telewizorka pokazano dzieciakom mini filmik edukacyjny o tym, czego nie wolno robić. 
Nagle wszyscy usłyszeliśmy huk i dźwięk tłuczonego szkła i ryk syreny strażackiej. Dzieciaki-strażacy wybiegli z sali i popędzani przez osobę prowadzącą wsiedli to prawdziwego, ale jakby w wersji mini wozu strażackiego. Wóz na sygnale zrobił rundkę przez całe miasteczko, rodzice nadążali za nim szybkim marszem. Samochód zatrzymał się przy budynku z napisem Hotel, który płonął, za szybami okien widać było płomienie (w każdym razie takie sprawiały wrażenie hehe); przed budynkiem były już rozstawione węże gumowe i dzieciaki miały za zadanie ugasić pożar, lejąc prawdziwą wodę na ten hotel. Każdy uczestnik po zakończeniu swojej pracy zarobił po 10 banknotów kidzos.




Niestety nie udało nam się wszystkiego zobaczyć, po prostu czasu nam nie starczyło, dlatego na pewno jeszcze powrócimy do Kidzani. W tym dniu Adaś przekonał się jeszcze, jak wygląda praca policjanta, detektywa, magika, uczył się zakładać koło w warsztacie samochodowym, zrobił projekt komputerowy samochodu Honda, a także uczestniczył w operacji pewnej nieszczęśliwej lalki-pacjenta, która podobno miała bakterie w płucach, na skutek długotrwałego palenia. Przez szybkę widziałam, jak Adaś skalpelem rozcinał klatkę piersiową, wyjmował „bakterie”, a jak doszło do zatrzymania akcji serca, to resuscytował pacjenta;)


W każdym pomieszczeniu robiono dzieciom zdjęcia, ale jak się okazało, za jedną fotkę życzą sobie aż 20 RM, dlatego wybraliśmy zdjęcia Adasia w roli doktoraJ kto wie, może kiedyś pójdzie w ślady swojego Taty…



Ciekawe, czy kiedyś polskie dzieci doczekają się takiego wspaniałego miejsca? 


 link- więcej zdjęć można oglądnąć na google


9 komentarzy:

  1. O nie jedziemy tam super miejsce! Może jeszcze w tym roku damy radę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdrościmy, Szymek pewnie by u Was zamieszkał na stałe ;-) o rany jaki ten świat potrafi być cudowny :-) Magdalena też miałaby gdzie biegać ha ha, może kiedyś się wprosimy w odwiedziny ;-))
    zdrowiejcie Wszyscy :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. zdrowia zycze dla calej rodzinki...;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Byliśmy tam i żałowaliśmy bardzo, że Juniory za młode i nas nie wpuszczą...może następnym razem się uda:) Szczerze, nie sądzę, aby dzieciaki w Polsce doczekały się takiego miejsca, więc korzystajcie:) I zdrowiejcie wszyscy!

    OdpowiedzUsuń
  5. ciesze sie, ze trafilam na ten blog
    lubie czytac o podrozach i dalekich krajach
    tym bardziej oczami Polki :)
    dodaje do obserwowanych i na biezaco bede nadrabiac zaleglosci w czytaniu
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń