Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

środa, 31 lipca 2013

U sąsiadów – dzień trzeci

Trzeciego ranka obudziliśmy się z bólem mięśni i kręgosłupa, wiadomo, kto był tego przyczyną … jaśnie królewicz Józef;)

Jak się jest w Singapurze, to wypada zobaczyć Merlion Park i sławetnego singapurskiego lwa, zrobić zdjęcie na tle Marina Bay Sands Hotel i taki właśnie mieliśmy plan na trzecie przedpołudnie.



Niestety nie dane nam było zrealizować te zamiary, z bardzo głupiego powodu, otóż najzwyczajniej wysiedliśmy na zlej stacji metra, wyszliśmy nie tym wyjściem, co trzeba było. Zdenerwowani, zmęczeni dźwiganiem synka, kiedy usłyszeliśmy, że trzeba jeszcze pojechać następne dwie stacje, zrezygnowaliśmy, poszliśmy przed siebie korytarzem i stanęliśmy w samym środku jednego z największych na świecie hotelu-kasyna Marina Bay.

Ten trzywieżowcowy budynek połączony jest hektarowym tarasem, na którym znajduje się jeden z najwspanialszych, jakie widziałam, infinity basen. Czy wiecie, że Marina Bay to nie tylko 55-piętrowy hotel, największe na świecie kasyno, ale także centrum handlowe, muzeum, teatry, lodowisko i cale mnóstwo restauracji itd.?

Troszkę zagubieni udaliśmy się w kierunku wskazującym „Skypark”. Zakupiliśmy bilety i windą wjechaliśmy na 56. piętro wieżowca. Na miejscu przyznam, że zatkało nas na dobre kilka minut, widok był nieziemski!





W całym tym naszym zwiedzającym nieszczęściu mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na porę, że oprócz widoku z tarasu mogliśmy wejść do części przeznaczonej tylko dla gości hotelowych, a mianowicie zobaczyć na własne oczy ten sławetny infinity basen. Widok był spektakularny. Spoceni, z wielką zazdrością zerkaliśmy na półnagich, taplających się w wodzie gości hotelowych. Jednak na pocieszenie tak sobie pomyślałam, że jakbym była takim gościem, to nie chciałabym, żeby takie grupy zwiedzających gapiły się na mnie, tzn. na widok za mną ;) i robiły zdjęcia hehe








Nie nadajemy się na prawdziwych turystów i po zwiedzeniu Skypark nie marzyliśmy o niczym innym jak tylko o zamoczeniu swoich ciał w wodzie. Prosto z Marina Bay taksówką pojechaliśmy na stację Harbour Front, skąd ekspresowym pociągiem dotarliśmy na wyspę Sentosa.

Cale popołudnie się moczyliśmy, najpierw w miniparku wodnym na plaży Palawan, a następnie spacerowaliśmy wzdłuż plaży Siloso. 







Namówiłam rodzinkę na wieczorny muzyczny spektakl świateł i laserów pt. Songs of the sea. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem tego przedstawienia.






 Powrót był zabawny, przypomniały mi się polskie czasy, jak się wracało ze sylwestra z Rynku w Krakowie haha. W pociągu tłumy, wszyscy ściśnięci jak sardynki, Józio zasnął na rękach u męża i na sam koniec w metrze zrobił sisi ;)




Przyznam, że z wielką radością wróciliśmy na malezyjskie śmieci. 




3 komentarze:

  1. widoki przepiękne, a swiatła i lasery rzeczywiscie zapierają dech w piersiach, ale to pewnie nie to samo co na żywo

    OdpowiedzUsuń
  2. przepiękne przeżycia i widoki, basen rzeczywiście hmm robi wrażenie, dzięki za podzielenie się swoimi wakacjami ale i troskami. Trzymajcie się i wiele wiele sił Aga...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja właśnie wybieram się 4 marca 2014 r. do Kuala Lumpur -Boreneo - Singapur - Tioman - Penng itd i jedyna rzeczą, której się boję to wysokie temperatury....Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń