Sunset on Langkawi Island

Sunset on Langkawi Island
Zachód słońca na wyspie Langkawi

środa, 24 kwietnia 2013

Psi park


Mój Józinek jest prawdziwym psim fanem. Wszystkie książeczki z pieskami na obrazkach są jego ulubionymi, z nimi śpi i może oglądać je bez przerwy. Za każdym razem kiedy jedziemy samochodem z wielkim zaangażowaniem wypatrujemy czworonogów na ulicy, ale niestety prawie zawsze kończy się to smutną miną synka. W Malezji widok spacerującej osoby z pieskiem, ot tak, na ulicy jest wielką rzadkością. Malajska społeczność kompletnie nie przepada za psami, z tego co wiem, jest to związane z religią, jaką wyznają. W większości kondominiów trzymanie zwierząt jest zabronione, a także w publicznych parkach jest zakaz wprowadzania piesków. Jest to o tyle niesprawiedliwe, że w odróżnieniu od Malajów chińscy i induscy mieszkańcy bardzo lubią psy. Kota, królika czy nawet małe psie rasy łatwo ukryć w kondominium, ale już średnie czy duże psiaki mogą być trzymane tylko w domach z ogrodem. Pamiętam, jak nie mogłam się nadziwić, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam wózki typu dziecięcego w sklepie zoologicznym, wytłumaczono mi wtedy, że nawet na niektórych osiedlach domków jednorodzinnych jest zabronione wyprowadzanie psów i właściciele zwierzaków pakują swoje psie pociechy do takiego wózka i wywożą poza teren ogrodzonego osiedla.

Józio po raz pierwszy dotknął pieska rok temu. Koleżanka, która mieszka w domku ma ślicznego Golden retrievera o imieniu Honey i zaprosiła nas na lunch do siebie. Pierwsza reakcja mojego synka była taka, że schował się za zasłonę, ale już po godzinie... zobaczcie sami.





Od tego czasu Józio wszystkie psy nazywa imieniem psa koleżanki. Zdaję sobie sprawę, jak rewelacyjne efekty przynosi tzw. dogoterapia i jak tylko będzie to możliwe (po zmianie mieszkania), to Józio będzie miał swojego prawdziwego psiego przyjaciela, ale do tej pory musi zadowolić się pluszowym pieskiem, którego oczywiście nazywa Honey.


Całkiem niedawno natknęłam się na stronę internetową Narodowej Fundacji Zwierząt w Malezji klik i ku mojej radości odkryłam, że w Kuala Lumpur są trzy psie parki i w dwóch z nich w każdy weekend organizowane są kursy tresury psów. Dwa tygodnie temu w niedzielę wybraliśmy się do jednego z tych parków na Bandar Utama.





Radość Józia, kiedy zobaczył tyle piesków w jednym miejscu, była bezcenna:)
Właściciele czworonogów bardzo miło nas powitali, pozwalali Józiowi dotykać, a nawet trzymać smycz z pieskiem. Józio był zachwycony i powiem Wam, że nigdy w życiu tyle sam nie biegał, jak z jednym z piesków, to było bardzo dla mnie wzruszające...



Po rozmowie z jednym z organizatorów kursu wypełniłam formularz i zgłosiłam się do pracy jako wolontariuszka. Po kilku dniach zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną do siedziby Fundacji. Rozmowa jednak okazała się monologiem bardzo sympatycznej Chinki, która jak się dowiedziała, że pochodzę z Polski, zaczęła mi opowiadać o swojej siostrze, która studiowała w Polsce i o swojej wizycie w tym, jak to powiedziała, przepięknym kraju:)

Swoją pracę zaczęłam w zeszłą niedziele, troszkę od końca, bo akurat trafiłam na egzamin piesków, ale od 12 maja zaczyna się nowy semestr i będę miała okazję podpatrzeć, jak wygląda tresura psów krok po kroku.











A Józio już nie musi wypatrywać piesków za szybą, bo teraz w każdą niedzielę ma możliwość zabawy z braćmi mniejszymi;)



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Malezja 20 lat temu – część 2


Z e-mailów Zbyszka dowiedziałam się, że pracował w warszawskiej klinice, w której w roku 1958 zainstalowano jedną z pierwszych sztucznych nerek w Polsce. Zbyszek pisze: „Zainteresowałem się tym aparatem i możliwościami, jakie stwarzał. Po raz pierwszy w historii nefrologii zaistniała możliwość niesienia pomocy ludziom, których nerki przestały funkcjonować”. Problemowi temu poświęcił całe swoje życie zawodowe. Zbyszek napisał: „Początkowo byliśmy w stanie pomóc tylko tym chorym, którzy wymagali tej pomocy krótko. Tydzień, góra 3–4 tygodnie. Potem ich nerki podejmowały czynność i szczęśliwie wychodzili do domu. Z czasem nauczyliśmy się utrzymywać przy życiu takich chorych, których nerki straciły zdolność funkcjonowania w sposób trwały i nieodwracalny. A nawet takich, którzy w ogóle nie mieli nerek. Na przykład utracili je w wypadku. Większość mego zawodowego życia upłynęła mi na przygotowywaniu takich pacjentów do przeszczepienia im nerki. I do niesienia im pomocy, w razie gdyby się przeszczep nie udał. (Obecnie na szczęście zdarza się to rzadko)”.


Każdy list Zbyszka jest pełen niesamowitych historii, ale wróćmy do jego malezyjskiej przygody...


„Gdy przybyliśmy do Malezji z Singapuru, zaraz po zjeździe z mostu znaleźliśmy się w pierwszym malezyjskim mieście Jahor Bahru. Jedną z jego atrakcji jest pałac sułtana. Od pani przewodniczki dowiedzieliśmy się, że takich sułtanów jest dziewięciu. Zgodnie z konstytucją z 1963 roku kraj jest konstytucyjną monarchią, z tym że monarcha jest wybierany. To właśnie tych 9 sułtanów zbiera się co 5 lat i spośród siebie wybierają monarchę. A więc w Malezji można zostać królem, tylko naprzód trzeba być sułtanem. Kadencja monarchy trwa 5 lat. Sprawuje on władzę wykonawczą i jest głównodowodzącym sił zbrojnych. Stanowienie prawa należy do Senatu i Izby Niższej. W sumie liczą one około 200 posłów, również wybieranych na pięć lat. Sądownictwo wzoruje się na prawodawstwie brytyjskim”.




„Malezja jest krajem kontrastów. Po obejrzeniu pałacu sułtana zatrzymaliśmy się nieopodal w niewielkim miasteczku Ayer Hitam. Tam pokazano nam ogólnie dostępną toaletę miejską. Była to najpiękniejsza toaleta, jaką kiedykolwiek widzieliśmy”.


„Pierwszą noc w Malezji spędziliśmy w hotelu Merlin w miejscowości Melaka. Miasto to odegrało dużą rolę w historii Malezji. Już w XV wieku powstały tu pierwsze struktury państwa malajskiego. Proszę sobie wyobrazić, że na początku XVI wieku, w roku 1511, przybyli tu Portugalczycy i założyli pierwszą portugalską kolonię na półwyspie. Położenie tego miasta ma duże znaczenie ze względu na szlak morski wiodący przez cieśninę Melaka (fot. 3 i 4). Ze względu na strategiczne położenie w roku 1641 Portugalczyków wyparli Holendrzy sprzymierzeni z sułtanem Johor Bahru. Wszystkich Europejczyków pogodzili wreszcie Anglicy. Ci mistrzowie kolonizacji poproszeni w XIX wieku przez cały szereg państewek malajskich o pomoc w rozstrzyganiu lokalnych konfliktów, opanowali cały półwysep. A zamorską część kraju, tzw. Malezję Wschodnią, włączyli do Brytyjskiego Borneo Północnego”.



 „Melaka jest dzisiaj średniej wielkości portowym miastem. W historii Malezji pełni ono podobną rolę, jaką w naszej historii pełni Gniezno. Tu w XV wieku założono zręby państwa malajskiego. Tu przywędrował islam i stąd rozpoczął swój tryumfalny marsz po półwyspie. Szybko rozprzestrzenił się w nowo powstających państewkach malajskich. Obecnie jest on wyznawany przez ludność malajską, która stanowi 60% mieszkańców kraju. (Buddyzm i konfucjanizm wyznaje 22% ludności pochodzenia chińskiego. Protestantów jest 5%, katolików 3%, plus różne inne wyznania – 10%).

Na zdjęciu poniżej fragment starego miasta, kiosk z najnowszymi gazetami i malajskie piękności czekające na autobus”.



 „Pewnie nie było dziełem przypadku, że kolonizację Malezji i próby jej chrystianizacji rozpoczęli Europejczycy właśnie od tego miasta. Jak już pisałem, w roku 1511 miastem zawładnęli Portugalczycy, a sprowadzeni przez nich jezuici w latach 1566–1580 zbudowali tu olbrzymią katedrę pod wezwaniem Świętego Pawła. Ruiny tej katedry można podziwiać do dzisiejszego dnia. Jezuici, jak wiadomo, są skromni i pracowici. Pewnie ta chrystianizacja by się im powiodła, gdyby nie weszli im w paradę Holendrzy, którzy, jak to będzie wynikało z następnych zdjęć, przegnali Portugalczyków, a sprawę troski o zbawienie dusz miejscowej ludności wzięli w swoje ręce”.

Kościół Chrystusowy zbudowany w Melace przez Holendrów w latach 1741–1753. Pewnie stad się wzięło te 5% protestantów w Malezji”.


 „W pobliżu miejsc zwiedzanych przez turystów czekały na nich takie oto pojazdy.  W tym klimacie bardzo ważne jest, że miały one pełne zadaszenie i wspaniałą klimatyzację!”.

„A tu w moim wykonaniu zdjęcia ruin katedry Świętego Pawła zbudowanej przez Portugalczyków i pomnik portugalskiego misjonarza świętego Franciszka Ksawerego”.



„Uczestnicy naszej wycieczki zwiedzają ruiny portugalskich budowli. A tu miejscowy artysta, producent pamiątek dla turystów”.

„Świątynia Cheng Hoon Teng jest jedną z najstarszych i podobno najpiękniejszych buddyjskich świątyń w Malezji”.



„Tablice upamiętniające ludzi zmarłych. Ten pan u góry zapala kadzidło w postaci patyczka, aby oddać w ten sposób cześć swoim przodkom”.

„Kauczuk jest jednym z największych bogactw naturalnych Malezji. W eksporcie dóbr naturalnych zajmuje on pierwsze miejsce. Na drugim miejscu znajduje się olej palmowy. Zdjęcia te zrobiłem na plantacji drzew kauczukowych, po której się właśnie przechadzam. Ten pan nacinający korę drzewa to pracownik plantacji. Każde drzewo można nacinać co parę dni. Tubylcy nazywają tę czynność dojeniem drzew”.


 „10 malezyjskich ringgitów – tyle zarabia się za godzinę nacinania. A z tym eksportem to najbardziej zdumiał mnie fakt, że to tropikalne, nie tak dawno kolonialne państwo, 50% swoich zysków czerpie z eksportu sprzętu elektronicznego! Malezyjczyk potrafi”.

„Już wkrótce mogliśmy się przekonać, że Malezja jest krajem olbrzymich kontrastów. W miastach, i to nawet niewielkich, widzieliśmy piękne nowoczesne domy, a już parę kilometrów dalej zaczynała się prowincja z bardzo skromnymi zabudowaniami. W dalszej drodze w kierunku granicy z Tajlandią zobaczyliśmy dosyć prymitywne osiedla ludzkie. Nie było to łatwe do wytłumaczenia, gdyż kraj jako taki nie sprawiał wrażenia biednego, a wręcz przeciwnie. Nowoczesność i postęp techniczny były dostrzegalne tu na każdym kroku i dla nas, wyposzczonych w objęciach realnego socjalizmu, były one godne pozazdroszczenia”.





„Na widok naszego autobusu i dziwnych w nim ludzi podbiegły do nas czysto ubrane, zadbane, sympatyczne malezyjskie dzieci. Żałowaliśmy, że nie mogliśmy z nimi porozmawiać. Na zdjęciu na prawo – malezyjskie złoto – tak nazywają Malajowie kauczuk”.


„Stolica prowincji – Seremban. Widok meczetu Masjid Negeri zbudowanego w 1967 roku. Jezioro wśród ogrodów. Poniżej moja małżonka i ja przed zabudowaniami władz prowincji. Jak widać po samochodzie stojącym za moją żoną, długie parkowanie w jednym miejscu w tym klimacie nie jest wskazane. Tropikalna roślinność szybko porasta cały samochód :-)”.



„Od pani przewodniczki dowiedzieliśmy się, że ta dziwna budowla na palach została wzniesiona bez użycia jednego gwoździa. Służyła ona swego czasu jako siedziba wodza lokalnych plemion. A styl budowy bez ćwieków nazywał się Minangkahan. Poniżej drzewo kapokowe”.


Autobus, którym poruszaliśmy się po Malezji. Należy on do niemieckiej firmy Rotel Tours. Jak już wspominałem, ma ona autobusy we wszystkich krajach świata. Wiele z nich ciągnie przyczepy, w których można spać. Nie jest to zbyt komfortowe, ale za to niezbyt drogie. Podróżnymi opiekuje się przewodnik Europejczyk (raz trafił mi się Polak), przewodniczka Malajka i kierowca rodem z Tajlandii.


Zbigniew Fałda



Mam wielką nadzieję, że Zbyszek dokończy mi swoją historię o podroży do Malezji, czekam z niecierpliwością na następną porcję zdjęć.




czwartek, 18 kwietnia 2013

Malezja 20 lat temu- czesc 1


Od kilku tygodni mam wielką przyjemność korespondowania z przeuroczym człowiekiem  który, jak twierdzi, mógłby być moim dziadkiem albo i lepiej :) Zbyszek jest emerytowanym od 15 lat lekarzem i emigrantem od 33 lat. Obecnie zamieszkuje w środkowej części Niemiec. Polubił mój blog i podczytuje go regularnie, gdyż z Malezją związanych ma wiele wspaniałych wspomnień, którymi zechciał się ze mną podzielić, a ja za jego zgodą pragnę podzielić się z Wami. Zdjęcia Zbyszka(za jego propozycja przeszliśmy na "Ty") są warte zobaczenia, a jego wiedza o historii Malezji budzi respekt.

 Zabieram Was teraz w podróż w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz :)

Przygoda mojego bohatera zaczyna się „przed wiekami”, jak sam mi napisał, a tak naprawdę w 1965 roku, kiedy to młody lekarz z Warszawy wybrał się na szkolenie do USA, w Seattle University Hospital. W Domu Asystenta, gdzie mieszkał, poznał dwóch lekarzy i przełożoną pielęgniarek, którzy przybyli ze szpitala klinicznego w Kuala Lumpur. Bardzo szybko cała czwórka się zaprzyjaźniła i nawet kupili do spółki samochód.



Pan w okularach i z teczką na zdjęciu nazywał się Satwan Gill, a wołano na niego Sati. Pozostał przyjacielem Zbyszka na tzw. całe życie.

Przyjaciele ciekawi siebie nawzajem, z wielkim zainteresowaniem słuchali historii o swoich egzotycznych krajach. Dzięki tym opowieściom Zbyszek bardzo dużo dowiedział się o Malezji, jej historii, kulturze i klimacie. Był to czas, kiedy bogaty Singapur oddzielił się od mniej zamożnej części kraju – Malezji i hinduscy przyjaciele Zbyszka, bardzo tym faktem oburzeni, nie szczędzili słów krytyki pod adresem władz singapurskich.

Zbyszek opisuje mi, jak to poznani Malezyjczycy „przejawiali naiwny podziw i uznanie dla Związku Radzieckiego. Cenili go za antykolonializm, za miłość do proletariatu, za równość ludzi wszystkich ras i wyznań, za zniesienie podatków, za powszechną bezpłatną opiekę lekarską i za jeszcze parę bzdur, które jacyś cwani agitatorzy wbili im do głowy. Było mi bardzo przykro, że musiałem ich rozczarować. Autentyczne przeżycia z mojego dzieciństwa i młodości były dla nich kubłami zimnej wody, które zniszczyły ich wyobrażenie i marzenia o istnieniu na tym świecie kraju wiecznej sprawiedliwości i szczęśliwości. Chyba udało mi się jakoś sprowadzić ich na ziemię i przeciwdziałać tak modnej w krajach pokolonialnych sowieckiej propagandzie. Że bylem skuteczny, upewniła mnie w tym wiadomość, że jeden z nich założył zakład leczniczy w Kuala Lumpur i po latach został milionerem”.

 W kolejnym e-mailu od przesympatycznego eks lekarza czytam:

„Pielęgniarka częstowała nas kurczakami po malajsku, z czego pamiętam, że miałem duże trudności odróżnić, czy udko kurczaka jest tak gorące, czy też tak piekielnie przyprawione, że parzy w usta. Kupiliśmy do spółki volkswagena i woziliśmy się w weekendy po okolicy. W czasie jednej z takich wypraw natrafiliśmy na sad owocowy. Rosły w nim jabłka. Poprosili, aby się zatrzymać, i polecieli te jabłka oglądać. Bylem na nich wściekły, bo mieliśmy jeszcze tego dnia spory kawałek drogi do przejechania. A jabłka to jabłka. Dopiero potem sobie uświadomiłem, że dla nich widok jabłek na drzewie to tak jak dla mnie widok drzew cytrusowych lub plantacji ananasów”.

To spotkanie między tak różnymi ludźmi i w miejscu tak odległym od ich ojczyzn zrodziło silną więź, tak że po wielu latach Zbyszek postanowił zwiedzić kraj swoich przyjaciół.

Pisze o tym w ten sposób: „Do Malezji dotarłem 10 stycznia 1990 roku. Wjechałem tam z Singapuru po moście granicznym długości 1038 metrów. Budowano go 5 lat.

W roku 1965 miasto Singapur, wykorzystując swoje szczególnie korzystne położenie geograficzne (strategiczny w ruchu światowym port morski i lotniczy), odłączyło się od Malezji. Odłączenie ułatwił fakt, że Singapur leży na wyspie. Od stałego lądu dzieli go kanał widoczny na zdjęciach”.



„Na teren Malezji wjechałem autokarem niemieckiej firmy turystycznej Rotel Tours. Ma ona swoje autobusy we wszystkich krajach świata.

Towarzyszyła mi żona, którą Państwo za chwilę poznacie. To ona właśnie podpisała poszczególne zdjęcia. Na zdjęciu na lewo jest nasz pierwszy przystanek na terytorium Malezji, po przekroczeniu granicy między Singapurem a Malezją. Na prawo autor zdjęć, trochę blady (z wrażenia) i pierwszy malezyjski rynek z zatrzęsieniem tropikalnych owoców typowych dla tego kraju”.



cdn.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Bitwa rozpoczęta, czyli kampania wyborcza w Malezji


Od 12. wyborów parlamentarnych minęło już 5 lat i wkrótce będą miały miejsce następne wybory powszechne w Malezji. 3 kwietnia premier Malezji Datuk Seri Najib Razak rozwiązał parlament i według państwowych regulacji kolejne wybory muszą się odbyć w przeciągu 60 dni od rozwiązania parlamentu. Wyznaczono już datę: 5 maja.
fot. dinmerican.wordpress
Czasu coraz mniej i jak się domyślacie, rozpoczęła się gorąca „przepychanka” między partiami.

Politycy rządzącej Barisan National i opozycji Pakatan Rakyat będą walczyć w głosowaniu o 222 miejsca w parlamencie i 505 stanowisk rządowych.
Koalicją najdłużej rządzącą jest Barisan National (BN), a na jej czele stoi najdłużej urzędujący premier Datuk Seri Najib Razak, ale czy to wystarczy do wygrania kolejnych wyborów?

fot. fotowarung.net
Koalicja ta musi zmierzyć się z silną jak nigdy dotąd opozycją: od ostatnich wyborów z 2008 roku 3 opozycyjne partie – PKR, DAP i PAS – utworzyły sojusz Pakatan Rakyat i walczą przeciwko Barisan National.

Premier chwali się, że kraj za jego kadencji dokonał znacznego postępu i że Malezja może się spodziewać wysokiego dochodu narodowego już w 2018 roku; z silnym mandatem w tych wyborach może zrealizować swoje obietnice.
 Jednak coraz więcej Malezyjczyków nie jest już do jego programu przekonanych. Coraz częściej słychać głosy, że czas na zmiany. 
fot. hornbillunleashed.wordpress.com

W necie pojawiła się masa krytycznych opinii i zabawnych niekiedy zdjęć związanych z kampanią wyborczą.
fot. kualalumpurpost.net


 Kuala Lumpur obwieszono kolorowymi szmatami ups... flagami, ale jednak jest duża przewaga niebieskiego koloru, który symbolizuje koalicję Barisan National. 




Co z tej wyborczej przepychanki wyniknie? Dowiemy się już wkrótce.
Miejmy nadzieję, że Malezyjczycy staną na wysokości zadania i frekwencja wyborcza znacznie się poprawi w porównaniu z poprzednimi wyborami.
fot."Star"-malezyjski dziennik
Nawet linie lotnicze Air Asia zwietrzyły okazję i reklamują się specjalną promocją dla tych, co chcą przylecieć na wybory:



P.S. Zapraszam serdecznie do przeczytania mojego  artykułu oraz oglądnięcia galerii na  portalu Magazynu Polonia :)

MAGAZYN POLONIA



czwartek, 11 kwietnia 2013

Na wesoło

Następny post będzie o zbliżających się wyborach w Malezji  ale przed tak poważnym tematem warto się trochę rozluźnić i pośmiać;)

Ściągnęłam z netu kilka według mnie najzabawniejszych fotek przedstawiających malezyjską rzeczywistość.
Większość zdjęć  pochodzi z fejsbukowej stronki: "Only in Malaysia"klik.














i jeszcze znalazłam takie śmieszne filmiki :)





Miłego dnia kochani!